piątek, 24 września 2010

Łódź w Krakowie.


...

w chwili gdy piłam poranną kawę.. ktoś zupełnie inny robił coś zupełnie innego..

wszystko zaczeło się od pewnego pragnienia..
a właściwie od potrzeby zaspokojenia tego pragnienia.
w pewnych zaczarowanych miejscach zawsze spotkamy kogoś wyjątkowego..
można z tą osobą wypić piwo z pianką, ubrudzić się nią..(tą pianką)
i nie zawstydzić się przy tym wcale..
oni..
Ola,
i..
Mariusz proszę Państwa.
spotkałam ich potem po kilku godzinach poszukiwań..
śpiących na przystanku, nieopodal miodowej..
zabrałam ich do warsztatu, by mogli na nowo nabrac sił..
i nakarmić się światłem, muzyką..
odnaleźć się na nowo..

..i skosztować grzanego piwa oraz kurek zapiekanych z przepysznym serem..

popołudniem odnaleźliśmy bilety na oczekiwane od tygodni niebanalne niesamowite niewyobrażalne wydarzenie muzyczne..
powaga. przemyślenia. bezlitosne oczykiwanie w drodze do celu..



kolory przed halą koncertową były intrygujące..
płonące światłem topole robiły osłupiające wrażenie..
mmmmmmmmm...!


dwie godziny mineły jak jedna chwila na bezdechu..
kolejnego dnia ciągle czuliśmy się napełnieni energią..
i długo zastanawialiśmy się nad jej rozładowaniem..
pyszna pizza uszczęśliwiła nas jeszcze bardziej..
ulubione miejsce czekało..
mniam!
nie obyło się bez bójek..
zwycięzcy cieszyli się zdobyczą...
nie ukrywając pożądania..

wieczorem wraz z towarzystwem całkiem nowej szatańskiej shishy..
puszczaliśmy wypełnione dymem bańki mydlane, mając przy tym wielką radochę z obserwacji ich upadków..

pozujemy..
z dymkiem ;p

paląc, skrecaliśmy znalezione całkiem przypadkiem pod stosem książek drewniane regały..



nazajutrz wybraliśmy się na spacer..

szukając..

odrobiny spokoju od zgiełku w centrum miasta..






kontemplowaliśmy niebywały spokój.. i widok..
:)






w otoczeniu światła % i zapachów rozmawialiśmy na tematy które wymagały znieczulenia..



co poniektórym nie pomogały już nawet napoje chłodzące..


więc zmęczeni temperaturą wybraliśmy się na spacer po starówce..
dotarliśmy też do znanych miejsc..


a około południa następnego dnia spotkaliśmy się, aby omówić poprzednie..
nie wszystko udało nam się przypomnieć..

ostatnie letnie promienie słoneczne wyjątkowo umilały nam czas..







trudno było się żegnać...
a tego dnia kupiony wrzosik, będzie przypominał o eterycznych chwilach w przemiłym towarzystwie, i prawie ostatnim ciepłym weekendzie tego lata w tym roku..

dziękuję Mariuszkowi za możliwość publikacji kilkunasu zdjęć Jego autorstwa :)